wtorek, 9 lipca 2013

„Miłość w zimie” – Magdalena Bielska

   Ostrzegam, że mam zły humor i zamierzam się dzisiaj panoszyć jak Nostalgia Critic w Kickassia. Pragnę również zauważyć, iż poniższa recenzja zawiera przemoc, narkotyki, strach, mniej wulgarny język (pegi.pl) i nadmiar nawiasów + strasznie gwiazdorzę, bo nie mam snickersa.




   „Miłość w zimie” należy do dość specyficznej grupy literatury, w której skład 
wchodzą nie trzymające się całości, schizofreniczne i przypadkowe zdarzenia. Już po pierwszych stronach mózg zaczął mi parować, a po przeczytaniu dwóch rozdziałów został całkowicie wyżarty przez bezsens.


   Zacznijmy od tego, że jedna z bohaterek ma na imię Runda i prawdopodobnie sama nie wie, ile ma lat. Jej największym marzeniem jest (UWAGA! Zakończenie tego zdania może zawierać śladowe orzechy bezsensu*) zamieszkać wśród smoków na odległej planecie.   …


   TAK - zamieszkać wśród smoków (fl to było jeszcze względnie normalne), na 
odległej planecie (fl a przy tym dostaję ataku padaczki).


   Spokojnie, marzenie Rundy nie jest jedynym wątkiem fabularnym, bo przecież coś musi dobić nas psychicznie. Ogólnie, pół książki opisuje to, jak dziewczynko-kobieta (czyli Runda, jakby ktoś już powoli tracił świadomość) i starsza pani (powszechnie uważana za jej babcię, która zapewne za młodu zajmowała się sprzedażą marihuany na wagę) jadą do Aronpei*2 zatrzymując się przy okazji w czymś na wzór kościoła, pełnego gangsterów i chuliganów (Hallelujah i Ave Maryja!) oraz o złowrogich taksówkarzach (są oni moimi ulubionymi bohaterami – naprawdę nie żartuję). 



   Pozostałość jest (bardziej) bez sensu i wam szkodzi.

   Podsumowując: książka jest dziwna, ale nie taka zła. Autorka najwyraźniej przesoliła całkiem dobrą, pomidorową zupę (do zombie: przez zupę mam na myśli książkę), ale jest to moja własna opinia.

 Zachęcam was do sprawdzenia tego tytułu, gdyż mogę się mylić. Może coś przeoczyłam i niesłusznie wylewam wiadro zimnej wody na panią Bielską?


Ocena: przysadzisty elf rozpalający ognisko na lodowcu (4/10)



*nadmierne spożycie orzechów bezsensu może spowodować halucynacje, 
padaczkę, przekształcenie się w psychola (lub lemura wieszającego się na szyi 
każdemu, kogo spotka), widoczny brak mózgu (tzw. stan „Stubs the Zombie”), czy zagładę lud-z-kości. „Do not read it and U will be safe”.



*2 spróbujcie wyszukać w Google Maps.

                                                                                        Klaudia

Dziękuję wydawnictwu Świat Książki za przekazanie książki.

3 komentarze:

  1. Hahahaha tak mało snickersa :D Książke przeczytam! Będę silna! Pewnie żeby stwierdzić to samo co ty ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. *daje snickersa*

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja za taką recenzję daję worek snickersów. BRAWO!!!

    OdpowiedzUsuń